Rozdział 6 - Twarde prawdy i miękkie ciało
ZASTRZEŻENIE: Nie jestem właścicielem żadnego filmu z serii Cabin Fever ani żadnej z występujących w nim postaci. Nie zarabiam na pisaniu tej historii.
Nota autora: Uczciwe ostrzeżenie dla tych z Was, którzy lubią tylko ostre przyprawy – ten rozdział to w zasadzie rozmowa pomiędzy głównymi bohaterami. Nie ma tu seksu jako takiego, ale jest sporo zabaw piersiami.
„To był błąd” – stwierdziła Marcy. – Powinienem był wiedzieć lepiej.
Pociągnęła głęboki łyk piwa.
– Tak – zgodził się Paul bez przekonania. „To właśnie powinniśmy powiedzieć, prawda? Jeśli więc wiemy, że to był błąd, dlaczego jesteśmy tu teraz, razem w łóżku, nadzy?” Marcy spojrzała na niego nieczytelnym wzrokiem. „To znaczy, że pieprzyliśmy się dziś wieczorem dwa razy, prawdopodobnie będziemy się pieprzyć znowu, prawda?”
„Och, kurwa, tak!” Marcy potwierdziła ze śmiertelną szczerością.
„Wygląda na to, że mamy mnóstwo bzdur” – kontynuował Paul.
Marcy dopaliła ostatnie pół cala papierosa, pozwalając, aby resztka kojącego dymu pozostała w środku na sekundę, po czym wypuściła go przez usta i wcisnęła niedopałek do popielniczki. Paul skorzystał z okazji, aby podziwiać jej tyłek, gdy był dla niego przez chwilę widoczny.
„Tak, ale teraz jest inaczej” – argumentowała. „Szkody już zostały wyrządzone.”
„Tak” – odpowiedział Paul z gorzkim chichotem. „Myślę, że sprawy nie mogą być bardziej popieprzone niż są, prawda?” – zapytał zamyślonym tonem.
– Nie – odpowiedziała cicho Marcy.
„Czy dużo o tym myślisz?” – zapytała po krótkiej chwili milczenia.
– Tak – przyznał Paul z westchnieniem. „Na początku próbowałam tego nie robić, ale po pewnym czasie nie mogłam powstrzymać się od myślenia o tym. Próbuję znaleźć w tym jakiś sens, ale… – urwał. "Ty?" – zwrócił się z powrotem do Marcy, bez najmniejszej nuty oskarżenia czy osądu w głosie.
– To samo – skinęła głową. „Myślałem, że mogę o tym zapomnieć i żyć dalej, jakby to się nigdy nie wydarzyło. Ale to powraca, by cię prześladować. To jak pieprzony potwór z horroru – nie ma przed nim ucieczki”. Prawdę mówiąc, od czasu ich uratowania Marcy potrafiła w rozsądny sposób wybić jej myśli z pamięci o Paulu. Miała duże doświadczenie w blokowaniu przykrych przygód na jedną noc. Ale wszystko się rozpadło w chwili, gdy zaczęła podejrzewać, że jego nasienie zakorzeniło się w niej. W połączeniu z wiadomością o śmierci Karen, Marcy stwierdziła, że nie jest już w stanie dłużej tłumić myśli o poczuciu winy i wstydu.
Przekręciła się na bok i spojrzała Paulowi prosto w oczy, po czym kontynuowała: „Czasami nie mogę nawet spojrzeć na siebie w lustrze, a kiedy to robię, wyglądam po prostu nieszczęśliwie lub wkurzona i to naprawdę boli. Mam wrażenie, że kobieta po drugiej stronie chce mnie dać w twarz za to, że tak bardzo schrzaniłem; za to, co jej zrobiłem.
Paul wyciągnął rękę i położył dłoń na boku Marcy w pocieszającym geście.
„Wiesz, naprawdę chciałbym móc wrócić i tego nie robić. Ale nie mogę. Wszystko po prostu schrzaniłem” – zauważyła Marcy. Niepokój wylewał się z niej z taką siłą, że znalazła się o krok od wyjawienia Paulowi swojej ciąży. Ale zrównoważona część jej umysłu wkroczyła i ocenzurowała ją. Wygodna, wolna od osądów atmosfera w pokoju istniała tylko dlatego, że brudne pranie, które wietrzyli, nie było tajemnicą dla żadnego z nich. Gdyby Marcy rzuciła bombę, na którą Paul nie był przygotowany, z pewnością zepsułoby to cały wieczór.
„Nie wiem, co, do cholery, robić” – kontynuowała, zasłaniając prawdziwą naturę swojej sytuacji niejasnym językiem. – Nie mam, kurwa, pojęcia, jak sobie z tym wszystkim poradzić. Jestem cholernie pewna, że nie mogę z nikim o tym rozmawiać. Boże, jak by na mnie spojrzeli, gdyby wiedzieli, co zrobię… te bzdury, które opowiadaliby o mnie za moimi plecami. Jedyne, co mogę zrobić, to spróbować rozwiązać to samodzielnie. To totalne popierdolenie – powiedziała mu, a w jej głosie wkradła się nuta melancholii, gdy jej dystans do niepewnej przyszłości, która ją czekała, osłabł.
Paul delikatnie pieścił jej ciało w górę i w dół w instynktownym, pocieszającym geście.
„Będzie lepiej…” powiedział jej głosem zdradzającym jego brak pewności co do tych słów. "...w końcu. Musi, prawda?”
„Dzięki” – odpowiedziała Marcy miękkim, wyczerpanym emocjonalnie tonem, który jednak był szczery. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, a na twarzy Marcy pojawił się słaby uśmiech, wyrażający jej wdzięczność za pocieszenie Paula.
– Czy myślisz, że dzisiejszy wieczór będzie równie wielkim bałaganem, z którym trzeba będzie się uporać? – zapytał ją Paweł.
Marcy nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, widząc jego ignorancję. To nie tak, że mogła dać się jeszcze bardziej powalić.
„No cóż, jak powiedziałam, myślę, że szkody już zostały wyrządzone” – odpowiedziała.
Paul zdawał się czerpać pociechę z jej słów. Świadomość, że emocjonalny bagaż, który dźwigał, nie zostanie spotęgowany przez jego dzisiejsze wybory, przyniosła ulgę.
Nasadą jego dłoni dotknął boku jej piersi, gdy bezmyślnie ją pieścił.
Spotykając jego spojrzenie, Marcy westchnęła cicho, gdy cisza między nimi narastała. Podobnie jak przez cały wieczór, nic w tej ciszy nie było niezręczne. W każdym razie było to niezwykle kojące, oferujące jej możliwość przetworzenia wszystkiego, co zostało omówione, we własnym tempie. Było coś w intymnym kontakcie, jaki zapewnił jej Paul, co dodało jego słowom wiarygodności. Być może wszystko ułoży się najlepiej.
– Naprawdę je lubisz, prawda? – zapytała głosem zabarwionym odrobiną dumy. Wskazała oczami na swoje piersi, aby wyeliminować wszelkie wątpliwości co do tego, co miała na myśli.
Paweł uniósł brwi. Pytanie trochę go zaskoczyło. Mógł kilka razy pogłaskać pierś Marcy, gdy ją pieścił, ale nie było to zamierzone.
Spuszczając wzrok na nieskazitelne kopce, przeniósł całą dłoń na pierś, którą omijała, i delikatnie ściskając, sprawdził jej elastyczność.
„Są… cholernie imponujące” – odpowiedział Paul z uśmieszkiem, tonem głosu, który w jakiś sposób brzmiał, jakby zaniżał swoją opinię.
Marcy uśmiechnęła się ciepło, wyraźnie zadowolona z jego odpowiedzi.
„No cóż, tutaj” – powiedziała, jednocześnie przysuwając się bliżej oparcia łóżka, podpierając się na poduszce i wyciągając rękę, by chwycić Paula za tył głowy. Delikatnie przyciągnęła go bliżej, aż jego twarz znalazła się zaledwie kilka cali od jej piersi. „Oszalej!” – powiedziała mu słodkim głosem.
Paul na chwilę spojrzał jej w oczy, wyrażając najpierw niedowierzanie, a potem ogromną wdzięczność. Potem jego wzrok przesunął się na same niesamowite poduszki z mięsa. Jego oczy rozszerzyły się jak dzikie zwierzę, które właśnie wyśledziło swoją ofiarę. Patrzył, jak jej nabrzmiały różowy sutek tańczył płynnie przed nim w odpowiedzi na ugniatanie piersi, które wciąż podawał. Następnie pochylił się do przodu, wziął sutek do ust i chętnie ją ssał.
Ssał ją intensywnie przez dłuższy czas, powoli muskając językiem jej sutek i kreśląc pętle po aksamitnej skórze jej otoczki. Kiedy na razie skończył, złożył wiele powolnych, pełnych uwielbienia pocałunków w różnych innych punktach jej piersi, zanim odwrócił głowę, aby ssać bliźniaczkę. Kontynuował masowanie jej piersi rytmicznymi, okrężnymi ruchami. Bez twarzy, jego dłoń mogła swobodnie bawić się giętkim kopcem, jakkolwiek mu się podobało.
Zrobił sobie krótką przerwę od ssania i całowania jej piersi, aby przycisnąć do nich twarz, rozkoszując się sposobem, w jaki jej ciepła kobieca dobroć tak łaskawie ustępowała przed nim. Następnie rozpoczął cały cykl od nowa, ssąc na przemian jej lewą i prawą pierś.
Marcy poczuła, jak coś muska jej udo. Spojrzała w dół i ze zdziwieniem zobaczyła jego męskość wystającą z lędźwi sztywnych jak deska. Najwyraźniej to doświadczenie było dla niego bardziej ekscytujące, niż przypuszczała.
Delikatnie przeczesała palcami włosy Paula, gdy ten rozkoszował się jej cyckami. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Męska obsesja na punkcie piersi zawsze ją bawiła. Lubiła swoje dziewczyny; była dumna z ich wielkości i idealnego kształtu. Stanowiły piękny aspekt jej figury. Ale męska fascynacja nimi, nie tylko jej własną, ale piersiami każdej bujnej kobiety, była absurdalna. Mimo to cieszyła się z uwagi, jaką na nią zdobywali, przynajmniej przez większość czasu. Sądząc po sposobie, w jaki Paul unosił się między nimi w tej chwili, była pewna, że odegrali niemałą rolę w zwabieniu miłego towarzystwa do jej łóżka w ten ciemny dzień. Kim więc była, żeby warczeć?
Marcy była naprawdę zaskoczona, jak przyjemne było dla niej to doświadczenie. Paweł wiedział, co robi. Wielu facetów, którym dano audiencję z jej cyckami, praktycznie zaatakowało je jak wojownicy berserkerów: chwytali ich, jakby próbowali przecisnąć tłuszcz przez jej żebra. Podejście Pawła można najlepiej opisać jako adorację. Każdy jego gest wyrażał szacunek dla jej piersi. Składał niezliczone czułe pocałunki na ich zewnętrznych powierzchniach i traktował jej otoczki jak święte miejsca, cierpliwie i skrupulatnie namaszczając je językiem w swojej ślinie. Jego uścisk ugniatający był mocny, ale także umiarkowany. Uważał, aby nie nadużywać jej cennych piersi, jednocześnie doświadczając wszystkich wyjątkowych przyjemności dotykowych, jakie oferowały.
Im więcej uwagi im poświęcał, tym głośniej brzęczały z cielesnego podniecenia.
"Lubisz to?" – Marcy zapytała Paula, znając już odpowiedź.
"O tak!" Paul warknął dobitnie, odrywając usta od jej sutka tylko na ułamek sekundy, jaki zajął mu udzielenie odpowiedzi.
„Dobrze” – odpowiedziała Marcy. Nadal delikatnie gładziła jego włosy.
„Cieszę się, że zdecydowałeś się przyjść dziś wieczorem” – powiedziała mu kilka sekund później. W jej głosie pobrzmiewała nuta szczerości, która nie pasowała do Marcy.
Paul zrobił sobie przerwę od całowania obfitej prawej piersi Marcy i westchnął w zamyśleniu. Poczuła gorący oddech z jego nozdrzy, przepływający przez jej dekolt niczym szalejący wiatr. Połowę twarzy ukrył w miękkim biuście, który właśnie uwielbiał ustami, a drugą powoli pocierał szerokim, okrężnym ruchem.
„Tak, chyba… ja też” – odpowiedział Paul niezdecydowanym, ale zrelaksowanym głosem. „Dziś był… cóż, miało być całkiem źle. Ale jest wspaniale” – rozwinął. Podkreślił to zdanie, zanurzając usta w jej lewym cycku z ogromnym haustem i ssąc ją zachłanniej niż kiedykolwiek.
Kilka sekund później, kiedy skończył, podniósł głowę i po raz pierwszy, odkąd ofiarowała mu swoje zmysłowe kopce, spojrzał na jej twarz.
– Czujesz się lepiej? – zapytał ze szczerą troską.
„Ja myślę” – odpowiedziała Marcy bez przekonania.
Poczuła zmianę w chemii między nimi. Paul nadal masował jej pierś, ale ten gest stracił całą intensywność. Jego dłoń po prostu na niej spoczywała. Spojrzała w dół, niechcący napotykając wzrok Paula. Głębokie współczucie, jakie w nim dostrzegła, sprawiło, że poczuła się niekomfortowo.
Raczej natarczywie przyciągnęła jego głowę bliżej swojej piersi, mając nadzieję na wznowienie wzajemnie przyjemnej uwagi, którą jej poświęcał. Paul albo pojął tę wskazówkę, albo po prostu uległ swoim głębszym pragnieniom. Tak czy inaczej, jego dłoń natychmiast bardziej zaangażowała się w masaż i kontynuował całowanie, ale nie ssanie jej falującej piersi.
„Nie jestem zdenerwowana” – wyjaśniła Marcy, pozwalając, aby rosnące ciepło w jej klatce piersiowej rozproszyło napięcie niczym fale na plaży zmywające linie nabazgrane na piasku. „Po prostu nie wiem, co mam zrobić” – jej usta uciekły bez niej.
"'Powinien zrobić'? Co masz na myśli... Masz na myśli chatę? O tym, co zrobiliśmy? – zapytał delikatnie Paweł. Ponownie oparł się o jej prawą pierś, próbując zanurzyć się w jej uwodzicielskim cieple. Jednym wolnym okiem obserwował bliźniaka w spokojnej rozkoszy, jak puchł i kołysał się w odpowiedzi na jego rytmiczne ugniatanie.
„Mmm, tak” – odpowiedziała cicho Marcy. Była zbyt wyczerpana emocjonalnie, aby z jakąkolwiek pilnością odwrócić uwagę od prawdy. Była teraz w bardzo bezbronnym miejscu i wiedziała o tym. Jej mechanizmy obronne osłabły i gdyby ich rozmowa naturalnie skierowała się w tym kierunku, Marcy miała wrażenie, że przyznałaby się, że jest w ciąży. Tak czy inaczej było jej to obojętne.
„Nic nie możemy na to poradzić. Stało się. Nie można tego cofnąć. I to nie jest tak, że jest to jedna z tych rzeczy, które można naprawić” – zauważył Paul.
Wibrowanie tego aksamitnie różowego sutka stało się dla niego zbyt trudne, aby się mu oprzeć, więc jeszcze raz zacisnął swoje usta wokół niego i ssał ją intensywnie.
„Czy naprawdę było aż tak źle? Nie możemy tego wynagrodzić?” – zapytała spokojnie Marcy. "Mam nadzieję, że nie."
Paul nie spieszył się z dokończeniem jej pysznej piersi, zanim z uprzejmą odpowiedzią odpowiedział.
„Nie, nie miałem tego na myśli… Myślę, że miałem na myśli… Nie sądzę, że jest to coś, co… musimy nadrobić” – zaczął; mówił wybuchami, które przerywał składanie powolnych pocałunków na powierzchni jej cycków.
„Nikogo nie skrzywdziliśmy. Nikt inny o tym nie wie, więc nie jest tak, że kogokolwiek obraziliśmy. I Karen...”
Rozmowa nagle stała się na tyle poważna, że Paul całkowicie odsunął usta od piersi Marcy, aby móc skupić się na tym, co miał do powiedzenia. Przerwał na chwilę, szukając odpowiednich słów.
„To, co zrobiliśmy, nie pogorszyło niczego. Żadne z tych złych rzeczy, które się tam wydarzyły, nie wydarzyło się dlatego, że uprawialiśmy seks. I to nie jest tak, że dopuściliśmy się zaniedbania czy coś; zrobiliśmy dla niej wszystko, co mogliśmy. To nie jest tak, jak uprawiać seks... Nie jest tak, że wszystko układałoby się lepiej, gdybyśmy nigdy razem nie spali” – argumentował Paul.
Marcy tępo patrzyła ponad głową Paula, na zasłonięte firanką frontowe okno pokoju motelowego.
„Naprawdę w to wierzysz?” zapytała. Nie potrafiła określić, gdzie słowa Paula plasują się na skali pomiędzy mądrością a bzdurą.
Paweł westchnął.
„Myślę, że wiem, że to prawda w mojej głowie. Ale jutro nadal będę się z tego powodu czuł jak gówno – odpowiedział, wtulając się w dekolt Marcy tak głęboko, jak tylko mógł.
– Tak – zgodziła się Marcy z niezadowoleniem.
"Ja wiem. Czuję się jak bzdura – całe to poczucie winy. Prawdopodobnie jeszcze długo będziemy się czuć jak gówno. Ale tak jak powiedziałem, nie możemy zrobić nic, aby było lepiej, ponieważ nie ma to wpływu na nikogo innego. Jedynymi ludźmi, którzy ucierpieli przez to, co zrobiliśmy, jesteśmy my. Jeśli wszystko się poprawi, myślę, że to jedna z tych rzeczy, na które musimy poczekać, aż czas to naprawi.
„Ale myślę, że jeśli zaczniesz się martwić, jak sobie z tym poradzić, prawdopodobnie doprowadzisz się do szaleństwa, martwiąc się o coś, czego nie możemy zmienić i że nigdy nie będzie lepiej” – zasugerował Paul.
Po raz pierwszy od wieków Paul zdjął rękę z jej piersi. Delikatnie pogłaskał jej żebra w pocieszającym geście, tak jak zrobił to wcześniej.
Cisza zalała pokój na kilka sekund. Podczas gdy Paul rozkoszował się ciepłem zmysłowego seksu Marcy, myśli Marcy pracowały jak szalone, gdy złożoność jej sytuacji zdawała się wykładniczo rosnąć.
„To nie powinno się zdarzyć. To było niewłaściwe” – powtórzyła w końcu uroczystym tonem. Pomimo pewności, jaką udawała w swoim głosie, były to słowa zagubionej kobiety, która wbrew radom Paula musiała odgrywać rolę adwokata diabła, aby rozjaśnić walczące w niej myśli i uczucia.
„Wiem” – zgodził się stanowczo Paweł. „Ale nic takiego nie powinno było się wydarzyć. Ten cholerny pustelnik nie powinien był pojawiać się na naszym werandzie i schrzaniać nam wakacji. Nie powinniśmy byli go zabijać w samoobronie. Karen nie powinna była zachorować. Jeff nie powinien był uciekać. W tej chatce wszystko było popieprzone, nie tylko to, co zrobiliśmy.
„To, że uprawialiśmy seks, było złe. Do diabła, przebywanie tutaj razem w ten sposób jest niewłaściwe i oboje o tym wiemy. Ale kiedy się nad tym zastanowić: gdzie byliśmy wtedy, gdzie jesteśmy teraz… nic nie możemy zrobić, to jest „w porządku”. Wiesz, co mam na myśli?” on zapytał.
Marcy delikatnie skinęła głową.
„Co mamy robić w taką noc jak dzisiejsza? Iść do baru i pić, aż zemdlejemy? A może siedzieć samotnie i po prostu cierpieć jak szalony? Wolałbym tu być i ssać twoje niesamowite piersi – powiedział jej z bezwstydną szczerością.
Pocałował jej prawą pierś z otwartymi ustami, znacznie powyżej sutka, delikatnie ciągnąc za ciało, lekko je ssąc.
„Nie jestem z tego dumny” – wyjaśnił. „Do diabła, za 24 godziny prawdopodobnie będę się tego trochę wstydzić. Ale to nie tak, że byłoby mi lepiej, gdybym nie przyszedł. Po prostu staramy się jak najlepiej wykorzystać naprawdę gównianą sytuację. I może to wszystko, co zrobiliśmy w domku.
Powiedziawszy wszystko, co miał do powiedzenia w tej sprawie, Paul powrócił do żarliwego ssania sutków Marcy, opatrując lewy przez dłuższy czas, po czym przeniósł swoją uwagę na prawy na ten sam długi czas.
Marcy po prostu nadal głaskała Paula z czułością po włosach, ciesząc się wrażeniami, jakie dawała mu zabawa z jej dziewczynkami. Stanowiło cudownie kojące tło dla poważnych przemyśleń, które musiała podjąć.
Paul sprawił, że jej umysł zaprzątnął głowę nieoczekiwanym podejściem do ich romansu w domku i jego wpływem na jej przyszłość. Najwyraźniej nie miał pojęcia, jaki wpływ to na nią wywarło – nie miał pojęcia, że pozostawiło w niej potomstwo. Jednak pomimo jego niewiedzy, jego słowa były zarówno wnikliwe, jak i przekonujące.
Podczas tych wakacji wydarzyło się coś złego. Wiele złych rzeczy. Uwodzenie Paula i uprawianie z nim seksu z pewnością było jednym z nich. W innych okolicznościach byłby to po prostu kolejny żal w jej pełnej życia seksualnej historii. Otrząsnęłaby się z tego i poszła dalej. Dlaczego więc pozwoliła, aby pochłonął ją ten nic nieznaczący romans?
Paul miał rację: Karen nie umarła dlatego, że uprawiali seks. To choroba ją zabiła. Marcy nie miała wpływu na śmierć Karen, więc w żadnym wypadku nie zasługiwała na cierpienie za to, co ją spotkało.
Marcy zdała sobie sprawę, że dzisiejszy pochówek jej energicznej 21-letniej przyjaciółki w przejmujący sposób przypomniał, że życie jest krótkie. Zbyt krótkie, żeby je marnować na udręki z powodu nieuzasadnionego poczucia winy. Zbyt krótkie, by pozwolić, aby jeden mały błąd zrujnował jej życie, jeśli uda jej się go naprawić.
Podjęła decyzję: dokona aborcji.